Przerażająca historia dzieciństwa

Historia dzieciństwa jest koszmarem, z którego dopiero ostatnio zaczynamy się budzić

– napisał Lloyd deMause w wydanej w 1974 roku książce The History of Childhood. Po prawie 40 latach nadal jesteśmy pogrążeni w głębokim, koszmarnym śnie, w którym dzieci są bite, uprzedmiotawiane
i wykorzystywane seksualne, a w dodatku – obarczane winą za swą własną krzywdę.

Wywiad z ks. dr Ireneuszem Bochyńskim wstrząsnął mną chyba nawet bardziej niż poradniki zawierające instrukcje bicia dzieci. Nie jestem w stanie uwierzyć, że w 2013 roku – niedługo po apelu papieża, by nie policzkować dzieci, i w czasie, gdy Kościół Katolicki stara się walczyć z pedofilią
w szeregach duchownych – ksiądz publicznie popiera stosowanie kar cielesnych:

Mój ojciec mawiał – tyłek nie szklanka i się nie potłucze… […]
Ja mogę powiedzieć, że byłem karcony i jedyne, co chciałbym powiedzieć, to dziękuję moim rodzicom za taki sposób karcenia.
Bo to było mądre karcenie. Nie zawsze fizyczne […].

i usprawiedliwia pedofilów, oskarżając ich ofiary:

mamy i dzieci 10-letnie, trochę starsze i znam przypadki, gdzie ich życie intymne potrzebowało wcześniejszego zaspokojenia. Same dzieci “wchodziły” do łóżek dorosłych, chcąc być spełnionym.
I to był wybór dziecka.

Ta druga wypowiedź została poddana powszechnej krytyce (potępiono ją nawet w serwisie fronda.pl). Dlaczego wyrażona przez ks. Bochyńskiego akceptacja bicia dzieci nie wywołała aż takich kontrowersji? Odpowiedź jest prosta – bo odzwierciedla ona poglądy wielu osób. O ile przemoc seksualna wobec dzieci jest potępiana powszechnie, o tyle przemoc fizyczna nadal cieszy się dużym, zbyt dużym społecznym przyzwoleniem.

Warto jednak wiedzieć, że dawniej – i to wcale nie tak dawno, bo zaledwie paręset lat temu – obie formy przemocy były równie powszechne! Dzieci były nie tylko bite (co ważne, nie – jak chcą propagatorzy bicia dzieci, odwołujący się do tradycji cielesnego karcenia – za pomocą ręki, ale pasa, kija, bata etc., nierzadko okrutnie, niekiedy do śmierci), ale również wykorzystywane seksualnie przy pełnej aprobacie społeczeństwa.
We wszystkich warstwach społecznych.

W książce Historia dzieciństwa Philippe’a Arièsa czytamy o dzieciństwie Ludwika XIII:

Przez pierwsze trzy lata życia delfina nikt się nie wzdraga przed dotykaniem dla żartu organów płciowych dziecka ani nie widzi
w tym nic zdrożnego. […] Nie tylko służba, bezmyślne młokosy
i kobiety lekkich obyczajów, jak królewska kochanka, stroili sobie takie żarciki. Królowa-matka również […].

Kiedy ma pięć, sześć lat, dorośli przestają się bawić jego genitaliami, za to on zabawia się genitaliami innych […]. Nie ma powodu sądzić, że w rodzinach szlacheckich i mieszczańskich panował inny klimat moralny: seksualne żarciki i zabawy z dziećmi nikogo nie szokowały.

Nie trzeba dodawać, że dzisiaj te „zabawy” (z których – wg Arièsa –
wyższe warstwy społeczne zaczęły rezygnować w XVII wieku, a niższe –
w następnym stuleciu) nie tylko szokują, ale też – są uznawane za molestowanie seksualne dzieci?

Jeszcze bardziej szokujące fakty podaje wspomniany powyżej Lloyd deMause, badacz psychohistorii, historii dzieciństwa i przemocy wobec dzieci, w artykule Historia wykorzystywania dzieci:

Kiedy ktoś cierpiał na impotencję, depresję lub chorobę weneryczną, lekarze zalecali stosunek seksualny z dzieckiem. Nie dawniej jak jeszcze w końcu XIX wieku wypuszczano każdego, kto trafiał do [sądu – przyp. AG] Old Bailey za zgwałcenie dziewczynki, „jeśli tylko wierzył, że zrobił to w celu wyleczenia się z choroby wenerycznej”. Gwałcenie dziewic uważano za szczególnie skuteczny środek na impotencję i depresję. Zalecał to pewien podręcznik medycyny: „Najlepszy lek na wszelką chorobę to rozplombowanie dziewicy. Nieustanne jej nadziewanie, aż do omdlenia, to cudowne remedium na ludzką depresję. Uleczy też wszelką impotencję”. Oczywiście rodzice, w razie choroby, zawsze mieli pod ręką własne dzieci do wchłonięcia danej toksyny. Dlatego brytyjscy lekarze rodzinni w XIX wieku, odwiedzając chorych wenerycznie mężczyzn, regularnie stwierdzali tę samą chorobę u ich dzieci – w dziecięcych ustach, odbytach i/lub genitaliach.

Czy w Polsce było inaczej? Wątpię. Skoro ogrom przemocy fizycznej wobec dzieci był przez wieki taki sam w całej Europie, zapewne podobnie było
z przemocą seksualną, dzisiaj powszechnie potępianą, niegdyś – akceptowaną i stosowaną.

Wracając do księdza Bochyńskiego – skandaliczne i godne potępienia są nie tylko jego słowa o ofiarach pedofilów, ale również o karceniu fizycznym.

Wina leży zawsze po stronie sprawcy, nie ofiary, a dziecko nigdy nie jest winne przemocy – ani seksualnej, ani fizycznej.

Za jakiś czas bicie dzieci zacznie budzić podobny wstęt, oburzenie
i sprzeciw, jaki wywołuje dziś – po wiekach wykorzystywania seksualnego – molestowanie dzieci. Według Lloyda deMause’a:

Ewolucja dzieciństwa od kazirodztwa do miłości i od nadużyć na dzieciach do empatii dla nich jest drogą powolną i wyboistą, ale jedyną, której progresywny kierunek jest – według mnie – nieomylny.

Przed nami powolna, wyboista i bardzo długa droga…


1 responses to “Przerażająca historia dzieciństwa

  • magda

    Coraz więcej osób na szczęście idzie tą drogą. Wierzę, że uda się dojść do punktu, w którym szacunek i brak przemocy będą oczywiste. A ten blog to kawał dobrej roboty!

Dodaj komentarz